środa, 14 marca 2012

Proste myślenie cokołami

Wrocław cierpi na brak konsultacji społecznych i środowiskowych. To ewidentne. Prezydent i jego zastępcy oraz rada miejska częstokroć podejmują własne lub popierają inicjatywy osób indywidualnych, które natrafiają na społeczny opór i wywołują kontrowersje. Tak było z fontanną prezydenta Zdrojewskiego, postawioną i zostawioną (miała być tymczasowa) nawet wbrew opinii miejskiego konserwatora zabytków. Z jeszcze większą liczbą podobnych działań, ignorujących opinie środowisk zawodowych czy mieszkańców mamy do czynienia za kadencji prezydenta Dutkiewicza. Przykładem kolejna fontanna (o tyle gorsza, o ile niżej oceniane są przez mieszkańców rządy obecnego prezydenta od jego poprzednika), czy ścieżka historyczna na placu Nankera. Dopiero koszmarne doświadczenie anty-pomnika Bolesława Chrobrego spowodowało post factum debatę w sali rady miejskiej poświęconą problemowi stawiania pomników w mieście. I co? I nic. Znowu z łamów GW dowiadujemy się w ostatnich tygodniach o inicjatywie, która wyszła z kręgów Dolnośląskiej Izby Gospodarczej i została już zaaprobowana w kręgach władz miasta
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,11338182,Komu_z_zasluzonych_dla_Wroclawia_przyznac_cokol_.html  oraz http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,11282738,Wroclawianie_zawisna_na_Swidnickiej__Pod_arkadami.html . Por. też mój post z 5 marca br. pt. "Co by tu jeszcze spieprzyć..."
Już wybrano projektanta, już kompletuje się kapitułę, która ma wybierać osoby na cokoły (filary).
Dobierana na nie wiadomo jakich zasadach kapituła ma jedynie dokonywać akceptacji lub wyboru kandydatów. Stanie się w ten sposób listkiem figowym zakrywającym arogancję, niekompetencję, tumiwisizm i radosną twórczość władz wrocławskich.
Żeby było jasne: nie mam nic przeciw honorowaniu zasłużonych obywateli miasta, zarówno tych sprzed, jak i tych po 1945, niezależnie od ich pochodzenia, wyznania, koloru skóry i preferencji seksualnych. Jednak podobnie, jak w przypadku tzw. galerii zasłużonych, którą dyrektor Muzeum Miejskiego Maciej Łagiewski samowolnie zagracił i oszpecił salę Mieszczańską ratusza, uważam, że pomysł z kolejną taką galerią rozmieszczoną na filarach budynków Kościuszkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej (KDM) przy ul. Świdnickiej jest pomyłką. Pozornie miejsce jest dobre - budynki KDM-u są znakiem odbudowującego się po II wojnie Wrocławia. I tylko tyle. Bo przecież są też świadectwem epoki socrealizmu i jej klasycyzującej architektury. Nie wszyscy honorowani będą jednak związani z tym okresem.
Pomija się zupełnie aspekt estetyczny. I nie chodzi mi o podkreślane w komentarzach totalne zaniedbanie arkad, z którym od lat nie mogą poradzić sobie władze miasta. Pomysł umieszczenia na licach filarów quasi-portretowych płaskorzeźb kompletnie ignoruje wartości samej architektury, wyrażone przestrzenią, rytmem form i fakturą elewacji. Grozi to powstaniem eklektycznego koszmarka w miejscu, które dotąd zachowuje stylową i estetyczną klarowność i jednolitość. Ta architektura broni się sama, nie trzeba jej "ubogacać" słusznymi ideami. To chyba najtrudniej będzie wytłumaczyć pomysłodawcom, władzom, kapitule i red. Maciejewskiej, która z entuzjazmem sprawę teraz nagłaśnia.
Zastanowiłbym się zatem nad alternatywnym miejscem i sposobem uczczenia wybranych obywateli. Po pierwsze: są w mieście takie obszary, które zyskałyby na umieszczeniu tam tego typu aranżacji. Plac lub park, i to nie z tych najbardziej znanych i już dostatecznie zadbanych. Istnienie takiego zbiorowego pomnika zobowiązywałoby do dbania o porządek i estetykę, miałoby też efekt kulturotwórczy. Przecież nie uwłaczałoby pamięci zasłużonych, gdyby to był np. któryś z pagórków powstałych z gruzów powojennego Wrocławia (jak np. wzgórze Andersa, dawniej Gomułki, ale jest ich więcej).
Po drugie: czy forma upamiętnienia musi być tak koturnowa i sztampowa? Inna przestrzeń niż filary KDM-u  umożliwiałaby zmierzenie się z zupełnie różnymi koncepcjami przestrzennymi i architektoniczno-plastycznymi  takiego "panteonu". Konkurs na takie dzieło byłby ostatecznie wyborem nie najgorszym.

Niezwykle symptomatyczne dla opisanej na początku postawy władz miejskich jest postępowanie w przypadkach tego rodzaju inicjatyw. Pomija się aspekt społeczny całej sytuacji i nie nadaje się - niekiedy nie pozbawionym racji czy słuszności inicjatywom - profesjonalnego opracowania. A na to przecież środki i siły miasto powinno mieć. Jak się to robi pokazuje od kilku lat grupa zapaleńców w Toruniu. Ich postępowanie różni się znacznie od wrocławskiego Towarzystwa Upiększania Miasta. Cechuje ich, jak można sądzić po artykułach prasowych (por. N. Waloch, Nic o nas bez nas. Trzej społecznicy oddali władzę nad Toruniem w ręce obywateli, Magazyn Świąteczny GW 3-4 marca 2012, s. 32-33), bardziej profesjonalne podejście (analizy socjologiczno-kulturowe przestrzeni miejskich poprzedzające konkretne działania) i udana współpraca z władzą miejską.

Entenmark
PS
Są tacy obywatele Wrocławia, którzy wzięli sprawę w swoje ręce. I tak np. dyrektor Łagiewski sam już dokonał oceny swoich zasług dla miasta, umieszczając swoją podobiznę na południowej elewacji ratusza, a swego podwładnego na zworniku sklepienia w Wielkiej Sali. Znam innych, którzy tym tropem podążają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz